Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

ks. prałat Henryk Jankowski

Kapelan "Solidarności" i wieloletni proboszcz parafii św. Brygidy w Gdańsku ks. prałat Henryk Jankowski zmarł 12 lipca wieczorem. Uroczystości pogrzebowe pod przewodnictwem metropolity gdańskiego abp. Sławoja Leszka Głodzi a zaplanowano na sobotę 17 lipca.

Ostatnie miesiące swego życia ks. prałat Jankowski spędził jako emeryt przy odbudowanym przez siebie z powojennych gruzów kościele św. Brygidy. Z probostwa zrezygnował 26 września 2009 r. Trapiony wieloma chorobami, w wieku 73 lat ks. Jankowski stwierdził, że "w takim stanie" nie chce być obciążeniem dla parafii i biskupa.

Proboszczem najbardziej znanej gdańskiej parafii był przez prawie 40 lat. W tym czasie był na szczytach popularności i na dnie poniżenia. Opatrzność postawiła go w centrum wydarzeń, które miały odmienić oblicze Polski i świata. A wszystko zaczęło się od proroczego zdania ówczesnego Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego, który będąc w Gdańsku u tamtejszego ordynariusza bp. Lecha Kaczmarka stwierdził, że odbudowany kościół św. Brygidy powinien być kościołem parafialnym Stoczni im. Lenina.

Świątynia leżała wtedy w gruzach, spalona w 1945 r. przez Armię Czerwoną, a wikariuszem do obsługi nieistniejącej parafii, z zamieszkaniem przy kościele mariackim, był właśnie ks. Henryk Jankowski. Prymas osobiście interesował się odbudową, pomagał w znalezieniu dla niej wsparcia wśród katolików w Niemczech. Wkrótce i sam ks. Jankowski nawiązał z nimi wiele relacji, które owocowały pomocą materialną przez lata, również w czasie stanu wojennego. Nie było to trudne, bo urodzony w 1936 r. w Stargardzie Gdańskim w wielodzietnej rodzinie Henryk Jankowski posługiwał się językiem niemieckim równie dobrze jak polskim. - Gdyby urodził się kilka lat wcześniej - mówił o nim kiedyś abp Głodź - niektórzy mogliby go jeszcze oskarżyć, że był folksdojczem.

Na probostwie w niekonsekrowanym jeszcze kościele św. Brygidy zastał go sierpień 1980 r. Strajkujący robotnicy przyszli wtedy do swojego proboszcza z prośbą o Mszę Świętą na terenie stoczni. Siedemnasty sierpnia 1980 r., kiedy ks. Jankowski odprawił Mszę Świętą dla stoczniowców, był jednym z najbardziej przełomowym dni w jego życiu. Od tej pory życie proboszcza stoczniowej parafii coraz bardziej splatało się z "Solidarnością". Był jej kapelanem i nie tylko. W trudnych latach stanu wojennego i poprzedzających odzyskanie niepodległości był dla wielu opozycjonistów i ich rodzin dobrym Samarytaninem, ojcem i bratem.

Do inwigilacji ks. Jankowskiego władze PRL zaangażowały kilkudziesięciu funkcjonariuszy SB i tajnych współpracowników. A miały powody do niepokoju, bo gośćmi na plebanii u ks. Jankowskiego byli w tamtych czasach przywódcy państw i przedstawiciele największych światowych mediów. Tylko tam mogli się bez przeszkód spotkać ze "zwykłym obywatelem" Lechem Wałęsą. Zwłaszcza, że ks. Jankowski był w otoczeniu Wałęsy jednym z niewielu, który bez tłumacza dogadywał się z obcokrajowcami.

Sytuacja diametralnie zmieniła się na początku lat 90., kiedy będąca u władzy frakcja dawnych opozycjonistów skupionych wokół "Gazety Wyborczej" i Unii Wolności zaczęła wieszczyć zagrożenie dla demokracji, jakim miałby być tym razem Kościół. U wielu duchownych, zwłaszcza zaangażowanych w walkę o wolność, budziło to frustrację. Wtedy padły słowa ks. Jankowskiego o nadreprezentacji Żydów w polskich władzach. Ich skutkiem były kary kościelne i towarzyski ostracyzm wobec prałata.

Spirala się nakręcała coraz bardziej, poglądy radykalizowały się po obydwu stronach. Media coraz częściej donosiły o ekscentrycznych zachowaniach gdańskiego prałata, który coraz bardziej schorowany nie miał szczęścia do współpracowników i doradców, a jednocześnie coraz bardziej popadał w osamotnienie i biedę. - Jedni mówili o nim: bogacz, milioner, biznesmen, który chodzi we fraku, obwieszony orderami. Racja, ubierał się różnie. Popelinowego płaszcza i ortalionowej kurtki nie nałożył. Ale taki właśnie był ks. Jankowski. Nie do sklonowania. Na koniec ze swoją chorobą i cierpieniem pozostał sam - wspomina ks. Jankowskiego abp Głodź.

Pod koniec życia wycofał się z kontrowersyjnych projektów biznesowych i społecznych. Przestał także pojawiać się w mediach. Nabrał dystansu do światowego zgiełku. Dni dzielił miedzy pobytami w szpitalu, w hospicjum i na plebanii parafii św. Brygidy, gdzie doglądał ostatnich etapów powstawania bursztynowego ołtarza, którego budowę uznał za dzieło swego życia.

Zmarł cicho, w otoczeniu księży, sióstr zakonnych i najbliższej rodziny. - Bez niego nie byłoby wolnej Polski - powiedział o zmarłym Przewodniczący NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej